Moja miłość do Portugalii pojawiła się na kilka lat przed pierwszym wyjazdem w tamte strony. Pojawiła się znienacka, niemal niezauważalnie. Zaczęło się od obejrzenia filmu Lisbon Story w reżyserii Wima Wendersa. Obraz ten wywarł na mnie ogromne wrażenie. Zdjęcia z tego filmu, przedstawiające w niesamowity sposób Lizbonę zauroczyły mnie od pierwszego momentu. Od kiedy pamiętam, podróżując zawsze szukałem miejsc takich ja w tym filmie, niesamowicie klimatycznych, pełnych barw, uroku i jakiegoś nieopisanego spokoju i harmonii. Pomyślałem sobie, że to pewnie może istnieć tylko filmie, że raczej gdybym tam pojechał to zobaczyłbym zupełnie inną rzeczywistość. Jednak nie byłem do końca pewny i przekonany co do słuszności swoich przemyśleń. Wtedy zakiełkowała we mnie pierwsza miłość do Lizbony. Uczucie to spotęgowała jeszcze dodatkowo ścieżka dźwiękowa do Lisbon Story, której autorami byli członkowie zespołu Madredeus z wokalistką Teresą Salgueiro na czele. Nigdy wcześniej nie słyszałem muzyki, która w taki sposób poruszyłaby mnie, dotarła do moich najgłębszych uczuć... Od tamtej pory bardzo zainteresowałem się Lizboną, muzyką Fado i ogólnie całą Portugalią. Wymarzyłem sobie, że kiedyś tam pojadę i skonfrontuję swoje wyobrażenia z rzeczywistością.
Okazja do wyjazdu nadarzyła się w lipcu 2006 r. Udało mi się wcześniej dość tanio kupić bilet na przelot do Lizbony i klamka zapadła. J A D Ę !!! Nie przejmowałem się, że trafię do Portugalii w lipcu, miesiącu, w którym w tym kraju panują niemiłosiernie wysokie temperatury. Chciałem wreszcie dotrzeć do swojej Lizbony i przekonać się jak jest naprawdę.
L I Z B O N A
Okazyjna cena za bilet do Lizbony nie była przypadkowa. W zamian za niższą cenę miałem dolecieć do Lizbony o niezbyt wygodnej godzinie, bo około północy. Nie rezerwowałem oczywiście wcześniej żadnych noclegów na cały wyjazd, zapoznałem się tylko z ofertą przedstawioną w aktualnych przewodniku Pascala. Zresztą uwielbiam nie planować dokładnie całego wyjazdu i zostawić miejsce dla improwizacji i przygody...
|
Widok na Alfamę i wody rzeki Tag (Tejo) |
|
Zabudowania starej Alfamy |
|
Na jednym z placów w centrum Lizbony |
|
Knajpka w okolicach kościoła Da Graca |
Lizbona - miasto - antykwariat. I nie ma drugiego takiego chyba,
przynajmniej ja w takim nie byłem, żeby mieć uczucie, że spaceruje się
po starym, zakurzonym strychu, pełnym przedmiotów, które już dawno
wyszły z mody. Niesamowite jest to, że wszystko to nie jest tam na
pokaz, jest naturalne, jak naturalni w swym zamyśleniu bywają tam
ludzie. Portugalczycy mają jakąś nieopisaną tęsknotę i żal w oczach.
Mówią na to saudade, ale czy jeden wyraz może oddać tę niesamowitą
tęsknotę za czymś nieopisanym, za czymś co czujemy, ale nie możemy tego
do końca zgłębić? Sam się tak czasami czuję, marzę o czymś nieokreślonym,
chciałbym, żeby wydarzyło się coś w moim życiu, co pochłonęłoby mnie
bez reszty, jakieś uczucie, pasja, coś dalekiego, silnego o zapachu
nadchodzącej wiosny. Ja też bywam melancholijny, zamyślony, pogrążony w
swoim świecie i stąd, któryś z moich kumpli nazwał mnie w pewnym
momencie rezonem, czyli zupełną tego przeciwnością. Lizbona pochłonęła mnie w całości, zapominałem się całkowicie chodząc jej
ulicami, pokonując tysiące schodków, poruszając się po tramwajowych
szynach. Wenders widział chyba to samo, skoro nakręcił taki
film, idealny film, obraz który trafił do mnie od pierwszego kadru. I te miejsca, te ulice z filmu skłoniły mnie właśnie do wyjazdu tam,
pójścia śladami ekscentrycznego dźwiękowca, powoli odkrywającego to miasto dla siebie,
błądzącego w ślad za odgłosami miasta i zaginionym przyjacielem.
Chciałbym tam zniknąć, zostać wchłonięty przez te mury, sypiące się
tynki, stare, kamienne kościoły i na zawsze czuć wiatr od strony Tejo i zapaść w sen w rytm dzwonów kościelnych i odgłosów sunących tramwajów...
|
Pomnik Markiza Pombala, który odbudował miasto po katastrofalnym trzęsieniu ziemi |
|
Katedra Se, jedna z perełek Lizbony |
|
Alfama |
Tętniąca życiem w dzień Alfama zasypia w nocy zasłużonym snem
najstarszej, strudzonej swym wiekiem dzielnicy. Potężne
mury, poprzecinane siatką stromych uliczek, schodów, wąskich przejść (Becos, Taravessas), oświetlone gdzie nie gdzie jedynie pojedynczymi
światłami latarni, pogrążają się w ciszy. Pobliskie centrum - Baixa bawi
się do późnych godzin nocnych, a imprezowe centrum stolicy Portugalii -
Bairo Alto bawi się do białego rana. To tam dziesiątki undergroundowych klubów,
sklepów z markową odzieżą, podświetlanych barów zapewnia rozrywkę
turystom i miejscowej młodzieży. Bairo Alto w ciągu dnia niepozorne,
zamazane sprayem, pustawe, przeistacza się w nocy w istną mekkę dla wielbicieli wszelakich uciech i rozrywki.
Są tu kluby dla każdego, począwszy od wielbicieli różnych odmian muzyki,
a skończywszy na zwolennikach zabawy w towarzystwie mniejszości
seksualnych. Bairo Alto to miejsce, gdzie stare Elevadores - windy
w postaci wagoników przewożą przechodniów z niższych na wyższe poziomy
miasta. Na uliczkach Bairo Alto co
kilkadziesiąt metrów ustawiają się grupki młodych ludzi, sącząc bez pośpiechu
czerwone wino, w zamyśleniu jak zawsze. Wieczorne i nocne spacery po
Lizbonie są jak najbardziej bezpieczne, podobno to jedno z
bezpieczniejszych miast w Europie. Jedynie Mouraria, stara dzielnica o
mauretańskim rodowodzie nie należy do najmilszych po zmroku, nawet w
dzień spaceruje się tam z lekkim dreszczykiem emocji. Lizbona jest
miastem niepowtarzalnym, miejscem gdzie czas się zatrzymał, gdzie
przeszłość jest bardziej widoczna niż XXI wiek. Niestety miasto się
zmienia, przystosowuje się do wymogów nowoczesności. Trzeba jednak
przyznać, że jest to przeprowadzane z pewną dbałością o to co stare.
nic na siłę. Samo położenie dzielnic centralnych na wysokich, czasem
stromych wzgórzach sprawia, że otrzymujemy gotowe plany do fotografii.
Spacerując ulicami otwierają nam się wielkie przestrzenie, czasem
sięgające kilkunastu kilometrów. To raj dla fotografa. Ludzie są tu
naturalni, mnóstwo starszych osób, jak na ten swoisty "antykwariat"
przystało. Brak pośpiechu, przesiadywanie w barach, kawiarniach wyznacza
rytm dnia, odmierza puls tego miasta. Zapachy na ulicach to mieszanka palonej kawy, dorsza,
słodkiej woni ciastkarni i wilgotnego wiatru od strony Tejo. I światło,
bardzo jasne, nastraja pozytywnie, rozpromienia i pobudza do życia.
|
Jeden z kościołów w dzielnicy Alfama |
|
Baixa, centralna część miasta |
|
Zaułki w okolicy Estrella |
|
Jedno z bardziej urokliwych miejsc gdzieś na granicy Alfamy i Mourarii |
|
W starej dzielnicy Mouraria |
|
Słynna linia tramwajowa 28 |
|
Mój ulubiony punkt widokowy na wijącą się trasę nr 28 w Chiado |
|
Alfama |
|
Mim, którego spotkałem kilkakrotnie w Lizbonie... Potem widziałem go jeszcze nie raz w Warszawie... |
|
Strome uliczki prowadzące do Jardin d'Estrella |
|
Już po pracy... |
|
Alfama |
|
Gdzieś w dzielnicy Chiado |
|
W drodze do Alfamy |
|
Elevador da Bica, jedno z moich ulubionych miejsc w Lizbonie |
|
Czekając na Godota... |
|
Estrella |
|
Pod budynkiem teatru Politeama w centrum Lizbony |
|
Błękit zawsze w modzie... |
|
W dzielnicy Mouraria |
|
Mouraria |
|
Azulejos, czyli niebieskie, malowane płytki ceramiczne, to najpiękniejsza ozdoba architektury w Portugalii |
C A S C A I S
|
Black & White, na plaży w Cascais |
|
Sielska plaża w Cascais |
|
Architektura Cascais |
|
Futbol (Joga) to najpopularniejszy sport w Portugalii i nawet na plaży można zawsze spotkać jego wielbicieli |
E S T O R I L
|
Lipiec w Estoril |
P E N I C H E , O B I D O S
P O R T O
Porto - miasto robotnicze, niewiele ma wspólnych cech z Lizboną. Porto
spowite jest często mgłami, zazwyczaj jest tu sporo chłodniej niż w stolicy, w lipcu
nawet bywa dość świeżo. W odróżnieniu od Lizbony nie ma tu tygla
kulturowego, całej tej mieszanki kolonialnej. Porto jest białe,
rdzennie portugalskie i to widać na ulicach miasta na pierwszy rzut oka.
W Porto jeszcze bardziej niż w Lizbonie widać tęsknotę w ludziach.
Chyba większy mrok i smutek panuje w ich duszach. Czy to tęsknota za dawnymi
czasami świetności, czy też dość nietypowy jak na tę szerokość
geograficzną klimat, sprawia iż żyje się tu spokojnie, nostalgicznie, w
zawieszeniu jakimś nieopisanym. Zdarzało mi się zagadnąć miejscowych
ludzi i zawsze pogawędka wyglądała podobnie. Serdecznie, ale
powściągliwie, jakby istniała jakaś niewidzialna siła nie pozwalająca
wejść w świat tych ludzi, wniknąć w ich myśli. Sam spacer po mieście to
wielka przyjemność, tysiące starych domów, z obdrapanymi drzwiami,
mieniącymi się wieloma kolorami, z nieodłącznymi kołatkami w różnych,
czasem fantazyjnych kształtach. Porto to rzeka Douro, Porto to wyborne
wino, Porto to smród nabrzeża. Piękne mosty przerzucone przez dwa brzegi
Douro mijałem płynąc niewielkim stateczkiem w stronę oceanu. Na
pokładzie serwowano wino, można było spróbować różnych potraw z ryb
morskich i rzecznych. Całe miasto obwieszone było flagami portugalskimi i
brazylijskimi, akurat były mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Finałowe
mecze obejrzałem jednak w Lizbonie, razem z właścicielem pensjonatu
Coimbra e Madrid w dzielnicy Baixa.
|
Nad rzeką Douro |
|
Zaułki starego Porto |
|
Ribeira, stara portowa dzielnica |
|
W pobliżu katedry w Porto |
|
Azulejos na jednym z kościołów w Porto |
|
Oto z czego najbardziej słynie Porto... W I N O |
|
Pokolenia... |
|
W Porto życie toczy się powolnym rytmem, w takt smutnych pieśni Fado |
|
W pobliżu rzeki Douro usytuowane są piękne stare kamieniczki... |
P O R T A L E G R E I M A R V A O
Portalegre, to typowa portugalska prowincja. Jak w setkach innych
miejscowości leżących z dala od Porto i Lizbony jest tu spokojnie, pustawo,
dominują starsi, często sędziwi ludzie. Młodzież pouciekała od prostego,
nieskomplikowanego życia do wielkich ośrodków, za granicę,
pozostawiając swych rodziców i dziadków z jeszcze większą tęsknotą niż
ta naturalna, którą odziedziczyli po swych przodkach. Nie ma tu
wielkiego ruchu. Rytm wyznaczają pory dnia. Byłem w Portalegre w lipcu,
podczas wielkich upałów, sięgających 45 stopni w cieniu. Przez to
jedynie rankiem i wieczorem, kiedy temperatury trochę spadały można było
dostrzec bardziej ożywiony ruch wśród miejscowych mieszkańców.
Przez większość dnia trwała jedna długa siesta. Powietrze wibrowało od upału, a cień na niewiele się zdawał. W Portalegre dominują dwa kolory, zresztą jak
w całej prowincji Alentejo. Bielone ściany domów i ich żółte akcenty
(obramowania okien, drzwi). I jest w tym sens, bo te jasne kolory
najmniej się nagrzewają, odbijają słońce daleko. Mieszkałem sam w pustym pensjonacie. Nie było w nim nikogo, nawet żadnej obsługi. Miałem klucze do pokoju, jak i do całego pensjonatu.
Właściciele prowadzili w innej części miasta niewielką gospodę. Czułem
się trochę samotnie w tych pustych murach, w mieście, gdzie przez
większość dnia przemykają jedynie pojedyncze sylwetki przechodniów. Z
drugiej strony, jakaś niezwykła magia sprawiała, że było mi tu dobrze.
Błękitne płytki azulejos na ścianach domów przedstawiały tu kadry z życia
miejscowych rolników: targ bydła, zbiory winogron, korka, ale też
wizerunki religijne, najczęściej z postacią Jezusa. Tradycja pracy i religijności, jak to na prowincji
bywa.
|
Wąskie uliczki sennego Portalegre |
|
W Portalegre mieszkają w większości starsze osoby. Młodzi wyjechali do większych miast i za granicę w poszukiwaniu lepszego życia |
|
Zamyślenie, zaduma, melancholia... to cechy prawdziwego Portugalczyka |
C A S T E L O D E V I D E
Biorąc pod uwagę słabą sieć połączeń w okolicy Portalegre, wybrałem się pewnego dnia
taksówką do dwóch pięknych miasteczek na pogranicze portugalsko -
hiszpańskie. Były to miasta - twierdze: Castelo de Vide i Marvao.
Cudowne miejsca, gdzie czas zatrzymał się 300 lat temu. Podróżowanie po
Alentejo w lipcu to lekka brawura, temperatury zwalają z nóg, ale można
za to zobaczyć jak radzą sobie z nimi miejscowi. Zanim wyruszyłem w trasę dogadałem się na migi z kierowcą taksówki, że chcę zobaczyć te dwa miasta i w każdym z nich spędzić około 2 godzin. Dogadaliśmy się też jeśli chodzi o cenę. Stanęło na 30 euro za około pół dniową eskapadę. Na szczęście kierowca miał klimę w swoim wysłużonym Mercedesie. Gdyby nie to pewnie przykleiłbym się do jego skórzanych foteli.
|
Zaułek w Castelo de Vide |
|
Jedna z uliczek prowadzących do kościoła w Castelo de Vide |
|
Białe ściany starego Castelo de Vide |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dodaj komentarz