czwartek, 20 marca 2014

Marcowy trekking po maltańskich zatokach

Malta w marcu urzeka, zwłaszcza roślinność jeszcze dość bujna, w pełni rozkwitu. Po trzech pobytach na Malcie mogę śmiało stwierdzić, że polubiłem to małe państewko, które pomimo swej niewielkiej powierzchni można poznawać na 1000 sposobów i nigdy się nie znudzić. Za każdym razem odkrywam nowe miejsca, ale też wracam do tych, które szczególnie utkwiły mi w pamięci. Zaczynam myśleć, że znam już Maltę jak własną kieszeń. Uwielbiam takie powroty i konfrontuję ze sobą wszystkie te wyjazdy. Mam nadzieję, że jeszcze wiele ich przede mną, bo Maltę można poznawać bez końca, delektować się jej odmiennością i niesamowitym klimatem.

Valetta


 
Trzy zatoki: Golden Bay, Ghajn Tuffieha, Gnejna Bay

Kolejny marcowy wypad na Maltę okazał się być bardzo ciekawy. Pierwszego dnia zrobiłem sobie trekking z Golden Bay przez zatokę Ghajn Tuffieha, aż po następną - Gnejna Bay. Początkowo szło się wąską ścieżką, chwilami nawet plażą. Potem w górę klifami, pomiędzy bajecznie kolorowymi zboczami, pełnymi wiosennych, różnobarwnych kwiatów. W pewnym momencie ścieżka się gdzieś zgubiła i dalej przyszło mi przedzierać się przez gęste krzaki, pełne ostrych kolców. Stromizny były tam znaczne, więc parę razy poślizgnąłem się i zjechałem kilka metrów w dół. na szczęście gęsta roślinność pozwalała bezpiecznie wyhamować. W dole widać było niesamowite skaliste urwiska, prowadzące bezpośrednio do turkusowej toni wody. W końcu, po dłuższym czasie, dużo niżej, znalazłem coś co przypominało ścieżkę. Ta zaprowadziła mnie do zatoki Gnejna, gdzie przy plaży stał nawet samochód z barkiem i napojami. Kupiłem puszkę lokalnego napoju o skądinąd dziwnym smaku syropu na gardło. Stamtąd  pozostało mi jeszcze dojść pnącą się stromo w górę asfaltową drogą jakichś kilka kilometrów do miejscowości Mgarr. Tego dnia widoki na okoliczne zatoki podczas trekkingu przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Kolory morza, piasku, różnorodność skał i roślinności upajały wręcz swoim zróżnicowaniem.

Plaża w zatoce Ghajn Tuffieha
















Mgarr

W Mgarr przyszło mi czekać około godziny na następny autobus do Valetty. Wieczorem zrobiło się już nawet dość chłodno. Po godzinnej podróży przez całą wyspę dotarłem do swojego hotelu w Valetta. 







 

Zebbug, Siggiewi

Kolejnego dnia udałem się na południe wyspy. Najpierw moim celem stało się senne miasteczko Zebbug, pełne kościółków, kapliczek i skwerków. To było bardzo urokliwe miejsce. Szwendałem się wąskimi uliczkami starej części miasteczka. Przez godzinę spotkałem może kilka osób. Wszystkie małe miejscowości na Malcie sprawiają wrażenie wyludnionych i opuszczonych. Kamienne domy często stoją puste. Na każdym kroku widać tabliczki informujące, iż posesja jest wystawiona na sprzedaż. Z Zebbug dotarłem autobusem do równie uroczego Siggiewi, z pięknym kościołem, ale równie sennego i cichutkiego.W tym miasteczku spędziłem dobre dwie godziny, spacerując po jego opustoszałych uliczkach. Kilka osób, które spotkałem miało ponad 60 lat. Młodzieży i dzieci jak na lekarstwo...

Kapliczka na rozstajach dróg w Zebbug
Kościół w Zebbug

Kręte uliczki w centrum Zebbug

Zebbug w promieniach zachodzącego słońca

Zebbug - fontanna

Zebbug

Kapliczka w Zebbug

Samotna ławeczka w Siggiewi

Pogromca szos w Siggiewi

Przystanek autobusowy w Siggiewi

Siggiewi - kościół

Architektura w starym Siggiewi

Siggiewi

Siggiewi - starówka

Kościół w Siggiewi

Siggiewi
 
Kościółek w centrum Siggiewi

Stary samochód na jednej z uliczek w Siggiewi

Maltańczyków dwóch... :)

Zurrieq, Blue Grotto

Z Siggiewi pojechałem rejsowym busikiem do zatoki, w pobliże słynnego Blue Grotto. W pojeździe była grupka Polaków, ale nie nawiązywałem z nimi bliższej znajomości. W pobliżu zatoki prawie nikogo nie było. Wiał bardzo silny wiatr od morza. Po krótkim spacerze wgłąb fiordu i zrobieniu paru zdjęć postanowiłem dojść pieszo do Zurrieq (czyt. Żurek), miejscowości kilka kilometrów dalej. Zurrieq zwiedzałem już w promieniach zachodzącego słońca. Ściany domów stały się wręcz czerwone, a dzwony na wieczorną mszę dopełniły niesamowitego klimatu tego miejsca. Tutaj ruch był jakby nieco większy, choć i tak atmosfera sielskości i apatii była wszechobecna. Z Zurrieq wróciłem do Valetty późnym wieczorem. 



Birgu (Senglea)

Ostatniego dnia postanowiłem zajrzeć do miejsca określanego mianem Three Cities, czyli trzech miast położonych na przeciwległych do Valetty półwyspach. Autobusem dotarłem do miasteczka Birgu na środkowym półwyspie, który nosi nazwę Senglea. Spacerowałem wzdłuż zatoki podziwiając widoki na Vallettę, piękne łódki, jachty i duże nowoczesne statki zacumowane w tutejszym porcie. Potem trochę spacerowałem po centralnej, starej części miasta. Wąskimi uliczkami, pomiędzy domami z drewnianymi, kolorowymi balkonami doszedłem w końcu do miejsca z którego wcześniej zacząłem zwiedzanie. Z Birgu dojechałem w pół godziny do Valetty i jeszcze raz przeszedłem się po jej uroczej starówce...

Przystań jachtowa w Birgu na półwyspie Senglea





Centralny skwer w Birgu







Birzebugga z okna samolotu