wtorek, 24 listopada 2009

Perełki Słowenii. Ljubljana i Postojna.

Wróciłem niedawno z Ljubljany. Jak na stolicę europejskiego kraju bardzo spokojne, ciche miasteczko, pełne uroczych zakątków. Starówka położona po obu brzegach rzeczki Ljubljanicy, połączonych kilkoma gustownymi mostami. Słoweńcy mają artystyczną duszę. Nawet wystawy sklepowe są dopieszczone, wychuchane, urządzone z niesamowitą inwencją i pieczołowitością. Mieszkańcy Ljubljany upodobali sobie jazdę na rowerze i dobrze robi to ich miastu, zmniejsza korki, wycisza to miejsce i nie zanieczyszcza powietrza. Widać też nastawienie na ekologię, zdrowy tryb życia. Po zadymionym, choć niesamowitym Tbilisi, czułem się jakbym trafił do uzdrowiska, na wczasy lecznicze lub inny turnus związany z odnową biologiczną. Fotografując Ljubljanę początkowo nie miałem pomysłu jak chcę ją pokazać, ale gdy zauważyłem domy odbijające się w wodach rzeki postanowiłem to zrobić tak jak to czynili impresjoniści na swych płótnach wieki temu i myślę, że to oddaje klimat tego miejsca. Poza tym fotografowałem stare zakłady fryzjerskie, urocze sklepy z tradycją i ludzi, bo to nieodłączny temat moich zdjęć. Pogoda bywała kapryśna, jak to pod koniec listopada, ale momentami pokazywało się słońce, odsłaniając prawdziwy urok tego miasta. Słowenia jest małym krajem. Z Ljubljany blisko jest w Alpy, nad Adriatyk, do Wenecji, czy Monachium. To daje jej mieszkańcom duży wybór jak spędzać wolny czas. Ljubljana jest dobrym miejscem do życia, przewidywalnym, spokojnym, uroczym, może nawet trochę nudnym na dłuższą metę, ale z takim zapleczem w pobliżu nie stanowi to większego problemu.

Odbicie w wodzie na starówce w Ljubljanie
Charakter Słoweńców to skrzyżowanie cech słowiańskich z typowo germańskimi.  Spośród narodów byłej Jugosławii Słoweńcy zawsze wyróżniali się praktycznym i pragmatycznym podejściem do życia. Jak na Słowian są z reguły zbyt mało rozrywkowi, zachowują się spokojnie, z rezerwą podchodzą do nowo poznanego człowieka. To odwrotność tego co można spotkać w Bośni czy Czarnogórze. Cechuje ich pracowitość, oszczędność, nawet w pewien sposób wyrachowanie. Tego nauczyli się od sąsiadów zza miedzy, Austriaków. A mieli ku temu sporo czasu, bo przez długie lata wchodzili w skład Austro-Węgier. Architektura w Słowenii to mieszanka stylów, coś pomiędzy Wiedniem i Wenecją... W północnych regionach dominują wysokie ośnieżone szczyty Alp Julijskich. Domy tu niewiele różnią się od tych zza austriackiej granicy.









piątek, 20 listopada 2009

Opowieści z Gruzji cz. I. Tbilisi

T B I L I S I

Tbilisi. Dumnie położone na obu brzegach rzeki Mtkvari. Od dziesiątek wieków przechodziło z rąk do rąk, co wywarło silne piętno na kosmopolityczny jego charakter. Obok siebie stoją tu świątynie wielu wyznań, mieszka tu mnóstwo grup etnicznych. I mimo iż Tbilisi jest stolicą Gruzji, to ta swoista wieloetniczność sprawia, iż jest ono stolicą nie tylko gruzińską. Miałem okazję być w nowo wybudowanej świątyni asyryjskiej i rozmawiać z przemiłym patriarchą Kościoła Asyryjskiego w Gruzji. Kurdowie - Jezydzi, różniący się wyznaniem od swych islamskich pobratymców z Kurdystanu nie wybudowali jeszcze swojej świątyni, podobno ich klany nie potrafią porozumieć się co do tego, gdzie miałaby stanąć i jak miałaby wyglądać. Tbilisi, jak każde wielkie miasto ma wiele twarzy. Jest tu i ładnie i brzydko zarazem. Piękna architektura, wspaniałe położenie, mnóstwo zabytków, doskonała kuchnia i otwarci ludzie sprawiają, że mniej uwagi zwraca się na zaśmiecenie, popadające w ruinę całe dzielnice, wszechobecny smród spalin wymieszany z siarkowym zapachem z wnętrza ziemi (wystarczy zjechać w dół do metra...). Mniej przeszkadza piractwo komunikacyjne - pieszy jest tu zupełnie nieistotnym elementem infrastruktury drogowej. Nikt nie zadaje sobie trudności, żeby nawet na przejściu dla pieszych ustąpić mu pierwszeństwa. Taksówkarze słabo orientują się we własnym mieście, gdzie oznaczenia domów i ulic rozmieszczone są często bez żadnego logicznego planu... Ale Tbilisi mimo to zachwyca, urzeka, sprawia, że chce się tam wracać z uczuciem jakby wracało się do siebie...

Młoda para na murach starej twierdzy Narikała
W Tbilisi spędziłem w sumie około 10 dni. Zamieszkałem w Avlabari, starej ormiańskiej dzielnicy, przypominającej miejscami warszawską Pragę swoim klimatem. Architektura tu zupełnie inna, ale jest coś w ludziach co przywodzi na myśl nasze praskie klimaty, choć z pewnością z bezpieczeństwem w Tbilisi jest znacznie lepiej niż w naszej stolicy. Kilkaset metrów od mojego pensjonatu wznosi się największa obecnie świątynia Gruzji Tsminda Sameba (Bazylika Świętej Trójcy) wybudowana przed kilku laty w stylu gruzińskiej architektury sakralnej. W Avlabari jest jeszcze kilka innych kościołów ormiańskich i gruzińskich. Jednak to miejscowi mieszkańcy nadają największego kolorytu tej okolicy. Avlabari tętni życiem, handel kwitnie na każdej ulicy. Jest dzięki temu kolorowo, mieszają się zapachy owoców, świeżego pieczywa, rozmaite wonie serów owczych i kozich z aromatem pięknych kwiatów i setką innych zapachów które ciężko w pierwszej chwili rozróżnić i rozpoznać. Warto wstać wcześnie rano i przejść się uliczkami Avlabari, bo już we wczesnych godzinach miejscowy tygiel kulturowy nabiera rozpędu w swych marketingowo-towarzyskich działaniach, osiągając kulminację po południu, kiedy tłumy potencjalnych klientów wracają zatłoczonymi ulicami z pracy. Wieczorem jest już spokojniej, co nie znaczy mniej tłumnie i gwarnie, ale nie widać już pospiechu, wszechobecnego biegu i zamieszania. Avlabari budzi się wcześnie, kładzie spać późno, a w nocy odpoczywa w świetle nielicznych latarni i blasku bijącego z iluminacji pięknie położonych świątyni.

Stara dzielnica Avlabari
W zaułkach starego Tbilisi życie nadal toczy się jak dziesiątki lat temu. Powolnie, dostojnie jakby mijają godziny, dni, tygodnie. Mija życie. Mija w rytmie cichych kroków w bocznej uliczce i w takt dzwonów pobliskiej cerkwi. Całe pokolenia kotów dachowców, wyglądających spod niedomkniętych klap śmietników, stara, skrzypiąca, nigdy nie oliwiona okiennica, wisząca na jednym zawiasie i głęboka cisza są świadkami tego przemijania. I rok po roku i dzień za dniem dziś stapia się z wczoraj, a jutro... a kogo obchodzi jutro?... 

W Avlabari spotkać można nawet takie piękne cuda motoryzacji...

Tbiliska starówka jest w wielu miejscach w bardzo złym stanie...
 

Czy był tu Kopciuszek?...

Jeden z ulicznych warsztatów, wizytówka starej części miasta
Wyboiste acz urocze są uliczki Avlabari, starej ormiańskiej dzielnicy Tbilisi. Czasem przemknie kot, a czasem tajemnicza piękność :) i jak się tam nie zapomnieć...


















Na Tbiliskiej starówce...

Avlabari to dzielnica w której od wieków mieszka wielu Ormian


Starej daty zakład fotograficzny przy ulicy Sioni
 Uwielbiam stare zakłady fotograficzne, jest w nich jakaś magia zatrzymania w czasie. Ze starych pożółkłych fotografii spoglądają ludzie i mam zawsze wrażenie, że mimo tego, iż nie znam tych osób, to ich twarze są mi znajome... To one tworzą te miejsca, to ich historie mówią najwięcej o mieście w którym żyli... Chętniej zwiedzam stare zakłady fotograficzne, niż popularne muzea, bo widzę w nich więcej prawdy o danym miejscu... Fotografie przedłużają ludziom życie. Bo, pomimo, iż odchodzą oni fizycznie, to pamięć o nich pozostaje w kadrach, w starych witrynach foto zakładów...